Wybierając się do
Norwegii, warto wiedzieć, że to kraj chrześcijański, ale w innym stopniu i w
inny sposób, aniżeli Polska. Owszem, kościoły widać w każdej wsi, w każdym
mieście. Najczęściej są to strzeliste, nordyckie budowle. Na wsiach niemal
zawsze drewniane, a i w miastach nierzadko także. Są to w przytłaczającej
większości świątynie ewangelickie (luterańskie), gdyż jeszcze kilka lat temu to
wyznanie miało status religii państwowej.
Formalnie jednak
panuje wolność religijna i każda religia jest mile widziana w sferze publicznej. Są liczne domy modlitw i spotkań
innych wspólnot protestanckich; czasem można je znaleźć w zaskakujących
lokalizacjach, jak na przykład dawne hale magazynowe firm. W całej Norwegii
jest ledwie kilka, może kilkanaście kościołów katolickich. Zaś na ulicach
spośród tłumu wyróżniają się muzułmańskie stylizacje ubiorów – kobiety w
długich, często wielobarwnych sukniach, z hustami na głowach, rzadko z
zasłoniętymi twarzami, dziewczęta czasem ubrane na europejską modłę, ale z
tradycyjnymi chustami zakrywającymi włosy, mężczyźni z krótkimi, czy długimi
brodami, niektórzy w czymś na kształt sutann, w charakterystycznym nakryciu
głowy, ci w „sutannach” – nierzadko w sandałach niezależnie od pogody. Kto się
postara, znajdzie i meczet ukryty między domami, i prawosławną kaplicę skrytą
głęboko w podwórku prywatnego domu.
Swobodę wyznania nieco
chyba ograniczna państwowy rejestr członków wspólnot religijnych. Kto się nie
zadeklaruje do wybranej przez siebie wspólnoty religijnej pisemnie, z podaniem
adresu, norweskiego pesela[1],
jest urzędowo przypisywany do lokalnej parafii luterańskiej. Oficjalnie
wyłącznie w celu redystrybucji części podatków od osób prywatnych na cele
działalności religijnej. Jeśli komuś nie po drodze z żadną religią, może
zgłosić ten fakt, deklarując kierowanie swoich składek z podatku na wybrane, zarejestrowane „towarzystwo
humianistyczne”.
Przybysza z Polski
może zdziwić otwartość, z jaką w tym kraju mówi się o przynależności do
wolnomularstwa. Siedziba loży jest wyraźnie oznaczona i nie epatuje atmosferą
tajemniczości; co więcej, można ją wynająć na większe imprezy. Także
przynależność do tej organizacji – chyba nieco wbrew zwyczajom, choć formlanie
tajemnicą nie jest – jest dość powszechnie znana środowisku takiej osoby.
Religijność Nordyków
objawia się nieco inaczej niż Polaków. Jest znacznie mniej dewocji, to
oczywiście typowe dla protestantyzmu. Panuje znacznie większe rozluźnienie
obyczajowe. Część kapłanów stanowią kobiety. Około połowy kleru luterańskiego
święci związki i śluby par jednopłciowych i jest na to przyzwolenie społeczne.
W zachowaniu większości Norwegów można raczej zaobserwować rabiniczne podejście
do religii, polegające na życiu po
swojemu, a w razie czego idzie
się do kościoła i sumienie oczyszczone.
Dla protestanckiej młodzieży bardzo ważnym wydarzeniem
jest konfirmacja. Jest to wydarzenie religijne porównywalne do katolickiego
bierzmowania, lecz z otoczką jak polskie pierwsze Komunie. Konfirmant
przygotowuje się długo do tej uroczystosci. Uczy się o etyce, o religii.
Przykłada się do tego wielką rolę, gdyż tradycyjnie od momentu konfirmacji w
społeczeństwie norweskim osoba uważna jest za dorosłą. Wciąż nie może kupić
alkoholu, ani prowadzić samochodu, ale w towarzystwie uchodzi już za dorosłego.
Na uroczystość przybywa cała rodzina, konfirmant obdarowywany jest
kosztownościami bądź sporą gotówką. To niemały wydatek dla rodziców i gości. I
duża radość dla młodzieży. Wiele z tych osób de facto nie jest zaangażowana
religijnie, siła tradycji pcha je jednak do dopełenienia tego obrzędu. Osoby
zdecydowanie zdeklarowane jako niereligijne także mają swoją szansę na
konfirmację; cóż, w końcu tradycja to tradycja! Dla nich specjalnie organizuje
się cywilne konfirmacje. Lokalne
wspólnoty samorządowe i administracja prowadzą kursy dla takich osób. Podobno
jest to świetne przygotowanie do dorosłego życia, bowiem tacy cywilni konfirmanci dowiadują się dużo o
mechanizmach społecznych, etyce, wolontariacie, problemach współczsnego świata,
a program wymaga od nich autentycznego zaangażowania przynajmniej w zaznajomienie
się z tą tematyką. Na koniec jest rozmowa egzaminacyjna, po której uznaje się delikwenta za dorosłego.
Większość lokalnej ludności przyznaje, że w
dorosłym życiu w kościele bywają wyłącznie na ślubach – czy to własnych, czy
jako goście. I na tym ich związek z religią chyba się kończy. Nawet na
cmentarzach spora część grobów (jakże odmiennych od polskich) nie ma symboliki
religijnej.
Święta państwowe w
norweskim kalendarzu dyktowane są wyłącznie norweskimi okazjami narodowymi i
protestanckimi. Nie uświadczy się w kalendarzu wolengo na święta katolickie,
prawosławne, żydowskie, hinduistyczne, czy muzułmańskie. Takie prawo
większości, nawet jeśli ta większość traktuje święta li tylko jako okazję do
wyjazdu na przedłużony weekend za granicę, czy na daczę.
Poza manifestacjami politycznymi na miejskich
placach, raczej nie widuje się wiekszych zgromadzeń ludności. Wyjątkiem są
pochody w dniu konstytucji (17 maja). Nawet katolikom zakazuje się większych procesji
w miejscach publicznych na przykład w święto Bożego Ciała. Formalnie zakaz
wydaje się ze względów bezpieczeństwa, by tłum nie blokował ulic miasta.
Dlatego procesje – wbrew woli samych zaintersowanych – są mocno ograniczone co
do miejsca i czasu, gdzie mogą się odbyć.[2]
Tak objawia się nordycki pragmatyzm, który niektórzy uważają za nieuznawanie
wolności religii innych niż protestancka.[3]
[1] Norweski odpowiednik polskiego PESEL-a to fødselnummeren.
[2] Przykładowo procesja dopuszczona jest tylko wokoło ścian kościoła, albo na
bardzo krótkim, ściśle określonym odcinku miejskiej ulicy.
[3] Innym przykładem są słabo udokumentowane przypadki dzieci odbieranych
polskim rodzinom przez urząd do spraw ochrony dzieci Barnevernet i odmawianie
tym dzieciom możliwości obchodzenia świąt i uroczystości katolickich jak
Pierwsza Komunia, czy katolickie święta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz