Część Norwegów uważa
się za osoby religijne. Jeśli tak, robią to na swój, nordycki sposób. Można
żartobliwie powiedzieć, że narodową, „cywilną religią” jest prognoza pogody. W
tą się zwyczajnie wierzy, niczym w wyrocznię telefonującą z przyszłości.
Prognozy oparte są o państwowy serwis „yr” (w wolnym tłumaczeniu: „mżawka”).
Norweg – sprawdziwszy prognozę, a czyni to często – jest przekonany, że wie,
jaka będzie pogoda kolejnego dnia, za tydzień itp. Sprawdzalność pogody rzekomo
jest na najwyższym na świecie poziomie. I nie chodzi tu o prognozę w rodzaju
„albo będzie lało, albo będzie deszcz”. Na prognozach www.yr.no ponoć opera się
niejeden serwis poza Norwegią. Rzecz w tym, że prognozy są aktualizowane
automatycznie co kilnanaście minut. A kolejne aktualizacje potrafią różnić się
od siebie jakby były dla dwóch krańców świata. W takim przypadku nie trudno
więc o to, że któraś z poprawek sprawdzi się we wskazanym terminie. Pogoda
norweska tymczasem zmienia się jak w kalejdoskopie, niczym w Beskidach, łącząc czasem
zimę, jesień i wiosnę w kwadransie.
Norwegowie naprawdę
wierzą, że nie ma brzydkiej pogody, jest tylko źle dobrane ubranie. Tak więc na
ulicy łatwo wypatrzyć – z dużą dozą prawdopodobieństwa – obcokrajowca:
Norwegowie bardzo rzadko posługują się parasolami. Przybysze w pierwszych
latach pobytu raczej chętnie je noszą z uwagi na częste opady – później już
mają dość i się upodabniają do reszty, nosząc stosowne ubrania przeciwdeszczowe
(np. worek na śmieci z dziurą na głowę {owszem, to nie częste, ale spotykane},
bądź… pokrowiec na plecak, by nie zamókł).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz