sobota

Alkohol


                Sprawa alkoholu w Norwegii to – nomen omen – temat rzeka. Choć także i w tym kraju to Polacy i Rosjanie utożsamiani sią z wiecznie pijanymi alkoholikami, Norwegom należy się równie dostojny tytuł narodu pijanego, o ile nie palma pierwszeństwa w tej materii. Podobnie jak w sąsiedniej Szwecji, władze centralne problem zidentyfikowały i postanowiły rozwiązać w sobie właściwy, skandynawski sposób – zakazami.

                Tymczasem, gdy pracujący z autochtonami Polak wybiera się przykładowo z wizytą do ojczyzny, albo na wakacje, czy choćby na weekendowy wypad, bywa pytany, ile wódki wypił, ile piwa przywiózł z zagranicy. No bo przecież „wiadomo” – Polak nic, tylko pije, każdy i bez umiaru. Mit ten tym bardziej się umacnia, gdy ocenia się kogoś swoją miarą. A wielu Norwegów ma w tej materii nader silne własne doświadczenie. Wielu z nich spędza dni wolne i świąteczne po prostu zapijając czas. O ile nie jest to osoba bardziej aktywna sportowo, czy wychowująca dzieci wymagające opieki, często tak właśnie wygląda jej norweski odpoczynek.

                Jako że od stuleci pijaństwo było w Skandynawii autentycznym problemem, postanowiono systemowo wybawić społeczeństwo z tej życiowej zasadzki. W Norwegii program pomocy jest wyjątkowo osobliwy. Można go streścić w kilku następujących punktach:

1.       Każdy człowiek jest wolny, więc jeśli chce się upić, nie należy mu przeszkadzać.

2.       Jeśli ktoś jest alkoholikiem, to jest chory i trzeba mu pomóc. Pomoc polega na finansowych dotacjach na życie, ośrodkach dziennych, gdzie można odpocząć, ogrzać się, zrobić pranie, zjeść. Ci bardziej obrotni mają swoją społeczną gazetkę uliczną, którą sprzedają w zatłoczonych miejscach, a połowa przychodu ze sprzedaży dość drogiego pisma pozostaje w ich kieszeni na własne potrzeby.

3.       Państwo odpowiedzialne jest za prewencję. Więc późnym popołudniem i w weekendy alkoholu w sklepie się nie kupi.[1] Niedostępność alkoholu w sklepach w opinii władz pomaga w zmniejszeniu ilości wypitego alkoholu.

4.       Także prewencyjnie mają działać horrendalne ceny. Tak więc sprzedażą trunków zajmują się wyłącznie państwowe sklepy, czerpiąc z tego poważne zyski dla skarbu państwa.

5.       Największym wrogiem społeczeństwa jest piwo. Dlatego piwo może mieć w Norwegii maksymalnie 5% alkoholu. Mocniejsze wyroby lokalnych browarów muszą trafić w całości na eksport.

6.       Utrudnienie dostępu także ma mieć wydźwięk prewencyjny. Sklepy monopolowe zamyka wcześnie, ale i tak około 1/3 norweskich gmin w ogóle takich sklepów nie posiada. A jako że dsytrybutorem jest państwo, to mieszkańcy takich gmin mogą zamówić alkohole w dowolnej ilości w państwowej firmie, która nieodpłatnie dostarczy je do domu. Cóż za utrudnienie!

7.       Alkoholu ani producentów nie wolno reklamować. Nie można pokazywać szyldów z nazwami, czy logami trunków. Nawet w barach szklanki nie mogą nosić logo browaru. Nie ma żadnych akcji promocyjnych, czy imprez sponsorowanych przez producentów, czy dystrybutorów alkoholu.

8.       Obowiązuje obsolutny zakaz picia w miejscach publicznych.

Tymczasem…

9.       W centrum wielu miast w Norwegii znajdują się porty, gdzie można zacumować jacht, czy łódź. Na ich pokładach – pół metra od nabrzeża, tuż przy głównych traktach spacerowych – zakaz picia alkoholu nie obowiązuje, bo jednostka pływająca to teren prywatny. To tam oraz w przybarowych ogródkach odbywają się najhuczniejsze libacje. To nikomu nie przeszkadza.

10.   Alkohol bez ograniczeń można kupić przez cały tydzień do godzin rannych w barach i restauracjach, choć – trzeba przyznać – jest jeszcze droższy, niż w sklepach.

11.   Grupy przed imprezami w knajpach często spotykają się w domach na przedimprezach (norw.: forspill), gdzie upijają się nieco tańszym alkoholem nabytym uprzednio w sklepie, by móc taniej kontynuować dalszą „zabawę” polegającą na piciu w knajpach.

12.   W wyniku usilnej kampanii antyalkoholowej, życie nocne i weekendowe polega głównie na spędzaniu nocy w knajpach i upianiu się.

13.   Człowiek pijany potrzebuje pomocy. Więc zamyka się centra miast dla ruchu ulicznego na piątkowe i sobotnie noce, by nikt nie wpadł pod samochód. Stałe patrole policji i wolontariuszy pilnują bezpieczeństwa pijanych klientów barów. Dbają, by nikt nie wpadł do morza; jeśli ktoś nie może iść, ale jest w stanie podać adres zamieszkania, odprowadzany jest przez wolontariuszy do taksówki bądź na autobus.

14.   Nikogo ten stan rzeczy nie dziwi i jest to niemal tabu. No bo cóż robić w weekend…

I to właśiciwe tyle. O leczeniu z alkoholizmu, edukacji niewiele osób w Norwegii słyszało. Nikogo nie można do niczego zmuszać. Wczesne zamykanie sklepów prowokuje do gromadzenia zapasów. A jak jest zapas, to i okazja się znajdzie.

                Podobnie rzecz się ma, gdy Norwedzy jadą na wakacje. Wieść gminna niesie, że w tańszych krajach (czyli niemal wszędzie na świecie) Norwedzy „rządzą” w barach, wydając masę pieniędzy na znacznie tańszy niż w ojczyźnie alkohol i bawiąc się tak często dosłownie do upadłego.



[1] Czas zamknięcia sprzedaży alkoholu różni się w poszczególnych województwach (norw.: fylke). Zwykle jednak po godz. 18:00 w dni powszednie i po 15:00 lub 14:00 w soboty alkoholu nie da się kupić w sklepie. Piwo sprzedaje się nieco dłużej. W niedziele żadnego alkoholu nie sprzedaje się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Norweskie tablice rejestracyjne

Norweskie tablice rejestracyjne nie wyróżniają się zbytnio od europejskiego "stylu". Co najwyżej stosuje się różne dziwaczne prze...