Podobnie jak w każdym
rozwiniętym kraju na świecie, większość ludzi dysponuje czasem wolnym od pracy
zarobkowej. Norwegia nie jest wyjątkiem, choć nieco odbiegającym od
europejskiej średniej pod pewnymi względami. Mówi się, że nawet ponad 80%
społeczeństwa jest w miejszym lub większym stopniu zaangażowane w prace
społeczne. Sformułowanie brzmi okropnie, szczególnie dla tych Polaków, którzy
jeszcze pamiętają przymusowe prace
społeczne, narzucony, fałszywy wolontariat.
Tymczasem Norwegowie
prawdopodobnie częściej niż większość europejskich nacji angażują się w czyny
społeczne. Przyczyną takiego stanu rzeczy zapewne zajmują się socjologowie. W
pierwszym rzędzie wydaje się, że Norwegowie być może dlatego są
ponadprzeciętnie aktywni, gdyż mają zaspokojone swoje podstawowe potrzeby
życiowe – nie pracują na dwóch etatach, z pracy wracają raczej nie przemęczeni.
Drugim składnikiem przyczynowym może być wychowanie, wpojony etos. Nie bez
przeczyny może też być brak innych zajęć.
Część Norwegów wiedzie
dość zorganizowane życie – mają rozkład tygodnia, dnia. Wiedzą, kiedy idą na
siłownię, kiedy mają wieczór z cygarem, kiedy siadają z książką. Wizyty u
znajomych nie są tak powszechne, jak w Polsce. Wypady do knajp są drogie i
chyba więcej tam konsultanów i biznesmenów, niż pracowników etatowych, czy
całych rodzin.
Rzeczywiście, są
osoby, czy nawet całe rodziny zaangazowane w wolontariat, prowadzą spotkania i
zajęcia przy parafiach protestanckich, są ośrodki pomocy dla osób uzależnionych
(choć raczej obsługiwane przez zatrudnione tam osoby), są w końcu wolontariusze
dużych organizacji, pomagający zebrać fundusze dla ofiar kataklizmów, wojen,
bądź pomagających w kierowaniu ruchem w przypadku robót drogowych powodujących
zakorkowanie miasta.
Tymczasem z rozmów bezpośrednich z Norwegami
wyłania się zgoła inny obraz. Okazzuje się, że większość osób wpadających w ową
statystykę 80% to niejako wolontariat z przymusu. Jeśli ktoś ma dzieci w wieku
szkolnym, a biorą udział w zajęciach dodatkowych, rodzice wyznaczani są na
obowiązkowe dyżury w szkołach do pilnowania porządku. Są także zebrania
osiedlowe, niemal jak w polskim serialu „Alternatywy 4”, gdzie ustalane są sprawy
sąsiedzkie, dyżury, sprzątanie terenów wspólnych, patrole porządkowe. Z takim przymusowym wolontariatem jest dość
typowo, bierze się w nich udział, acz niechętnie, ale nic powiedzieć nie można,
bo to taka tradycja, wyjścia nie ma, trochę konformizmu, trochę przymusu.
Norwegowie wydają się dość oczytani, ale
jednocześnie chwalą się spędzaniem dużej ilości czasu z kieliszkiem w ręku. Ci
raczej sport uprawiają okazjonalnie. Telewizji ogląda się niewiele w porównaniu
do Polski; oferta programowa jest – delikatnie ujmując – uboga. Duża część
programów to importowane z USA produkcje a tłumaczenie jest wyłącznie za pomocą
napisów, więc wymaga większego skupienia przy oglądaniu, niż wieczniebrzęczący telewizor w polskich
domach, który zawsze mówi do domowników po polsku. Zamiast tego bardzo
powszechnym jest oglądanie telewizji na żądanie – czy to z oferty norweskiego
nadawcy, czy znanej, amerykańskiej firmy, programy oglądane są w dowolnym
momencie na telewizorach, a częściej na ekranach telefonów komórkowych i
tabletów, ściągane przez internet. Dobrze rozwinięta sieć łącząca cechy telewizji
kablowej, telefonu i internetu – coraz częściej w technologii światłowodowej –
pozwala cieszyć się szerokim strumieniem danych, pozwalającym swobodnie oglądać
filmy wysokiej rozdzielczości nadawane przez internet.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz