Ale co? Zamieszkać? Do
pracy? Na chwilę, na wakacje, na rok – dwa, na całe życie? Oczywiście, że nie
ma gotowych odpowiedzi i recept na życie. Każdy mierzy swoją miarą, ze swojego
punktu widzenia.
Gdyby przyłożyć tylko matematyczną wagę do
uposażenia za pracę, można odnieść wrażenie, że tak, że warto. Gdy jednak
spojrzy się wgłąb życia w Norwegii – tak w koszty materialne, jak i dość inny
styl relacji międzyludzkich, inny stosunek państwa, prawa, instytucji do
człowieka, to pod jednymi względami warto wejść w życie w Norwegii, pod innymi
może się okazać, że to nie jest świat dla Polaka głodnego wolności.
Gdyby prześliedzić wartość norweskiej korony w
stosunku nie tylko do euro, czy dolara amerykańskiego, ale nawet do polskiego
złotego, łatwo można zauważyć dramatyczny spadek w ostatnim czasie – liczony
nawet na poziomie 20%. Kto więc oszczędził w koronach, a chciałby teraz swoje
pieniądze przetransferować i spożytkować w Polsce – straci dużo na tej
operacji.
Chociaż oficjalnie średnia płaca w Norwegii to w
przeliczeniu na złotówki wciąż około 25 tysięcy złotych brutto, trzeba pamiętać
o wielu wiążących się z tym ograniczeniach. Znacząca część polskich robotników
w Norwegii otrzyma wynagrodzenie niższe niż średnia – na przykład na poziomie
165-185 koron brutto za godzinę pracy. Podatki potrafią sięgać około 40%. Zaś
koszt utrzymania się jest – porównując do polskich realiów – niewyobrażalnie
wysoki. Nawiązując do informacji z innych rozdziałów, warto tylko przytoczyć
przeciętne ceny kilku podstawowych składników kosztowych. Na przykład: najem
mieszkania – 10-11 tysięcy koron, rachunek za energię elektryczną – 400 do 1200
koron miesięcznie, chleb – ok. 30-40 kr, piwo (puszka ½ litra) – ok. 30 kr,
bilet autobusowy – ponad 30 kr (godzinna jazda z przesiadkami), bilet do kina –
blisko 200 kr, mleko – 16 kr, samochód klasy kompakt – ok. 300 tysięcy koron,
rower od 4500 kr[1], litr
benzyny – 13-16 kr, kilogram mięsa od 180 do 700 kr w zależności od jakości,
porcja świeżego łososia 250 g – ok. 55 kr, obiad w restauracji – od 180 kr w
naprawdę tanim punkcie, hotdog ze straganu ulicznego – 25 kr, lody – 25 kr, półlitrowa
butelka wody mineralnej – 21 kr. Przykłady można mnożyć.
Niech więc nikogo nie zwiedzie myśl, że znajomy
wyjechał do Norwegii i za rok wróci do domu i z zaoszczędzonych pieniędzy
zbuduje dom. Prawdopodobnie większość wypłaty netto pochłonęły koszty
codzienne, o ile na przykład nie miał opłaconego mieszkania przez pracodawcę,
albo i wyżywienia, a zapasy jedzenia woził z Polski, by dokarmiać się
pasztetami i zupkami chińskimi. Wówczas oczywiście jest się w stanie sporo
zaosczędzić. Tylko że nie każdy ma taką ofertę pracy, nie każdy ma chęć, czy
możliwość życia bez rozdziny w osiedlu baraków zakładowych zdala od cywilizacji
i na studenckiej diecie.
O wszelkich innych kosztach życia, jak stres życia
w obcej kulturze, inne stosunki społeczne, inne procedury – traktują
poszczególne inne rozdziały. Summa summarum, większość Polaków w Norwegii
wydaje się być mimo wszystko zadowolonymi z mieszkania i pracowania tam, lecz
niekoniecznie wielu z nich ma możliwość zainwestowania w kupno domu tak w
Polsce, jak i w samej Norwegii. Trzeba do tego kilku sprzyjających czynników, a
startując z trudniejszej pozycji – będąc imigrantem (szczególnie dotyczy tych
nie całkiem już młodych), o takie sprzyjające okoliczności bywa trudno.
[1] Sklepy z „chińszczyzną” oferują także rowery za 2000 kr, lecz ich trwałość
jest nieporównywalnie niska.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz