Szczęśliwie Norwegia
zaadoptowała znaczącą część prawodawstwa unijnego w sferze ruchu drogowego[1] i powiązanych z tym kwestii. Dzięki temu podróż do Norwegii samochodem zarejestrowanym
w Polsce nie nastręcza żadnych trudności formalnych. Mając nowe tablice (białe
z niebieskim paskiem), nie trzeba mieć naklejki „PL” (tzw. owalu). Koniecznym
jest legitymowanie się ubezpieczeniem OC; jako że w Polsce polisę można opłacić
na niewiele mówiącym blankiecie opłat, warto – dla uproszczenia ewentualnego
dialogu z policją – zabrać ze sobą zieloną kartę, nie jest to jednak wymóg
prawny. Z uwagi na horrendalne koszty usług i trudnodostępne części, warto
uzbroić się w ubezpieczenie AC i assistance obejmujące również ten kraj.
Nikt raczej nie
odważyłby się jechać na tak daleką wyprawę rozpadającym się gruchotem, niemniej
warto mieć na uwadze, że tak celnik, jak i policjant może „uziemić” samochód
ewidentnie nie spełniający warunków bezpieczeństwa, bądź ochrony środowiska.
Jak każdy mieszkaniec
Unii, bądź Strefy Schengen, Polacy mają swobodę poruszania się także po
Norwegii. Jadąc turystycznie, nie trzeba się zbytnio martwić formalnościami.
Pieczątek na granicy i tak nikt nie stawia. Dowód osobisty trzeba ze sobą mieć
(dla niepełnoletnich obowiązkowo osobny paszport).
Sytuacja podrużującego
autem z polską (bądź każdą inną nienorweską) rejestracją zmienia się, gdy
zamieszka w Norwegii. Wówczas podlega się już zupełnie innym regulacjom. Wciąż
– pod pewnymi warunkami i w ograniczonym zakresie – można używać pojazdu
zarejestrowanego np. w Polsce.
Osoba, która osiedliła się w Norwegii na maksimum
rok i jest w stanie udowodnić, że nie zostaje na dłużej (np. posiada 10-, czy
12-miesięczny kontrakt z pracodawcą), może jeździć swoim samochodem po Norwegii
w tym czasie. Ważne jest, by mieć zawsze ze sobą w samochodzie dokumenty
poświadczające status i czas rezydowania w Norwegii. Podczas kontroli
policyjnej, bądź celnej trzeba będzie – na żądanie – wykazać się takimi
dokumentami.
Jeżeli ktoś na podobnych warunkach zostaje na
drugi rok w Norwegii, czyli wciąż jest to posada tymczasowa, ograniczona
maksymalnie do drugiego roku, wówczas także można jeszcze używać swojego
pojazdu. Trzeba jednak zgłosić ten fakt formalnie do urzędu celnego i otrzymać
specjalne zaświadczenie o tym zgłoszeniu. W przeciwnym wypadku podpada się pod
paragraf o niezgłoszonym imporcie.[2]
Prowadząc działalność gospodarczą w Polsce i w
Norwegii, i mając pojazd z polską rejestracją, można nim nawet przez lata
jeździć po Norwegii. Warunkiem jest możliwość udowodnienia, że pojazd służy do
prowadzenia działalności w Polsce, a za każdym razem jest w Norwegii jedynie
celem dostarczenia towaru. Koniecznym jest więc wożenie ze sobą dokumentów
rejestracji firmy w Polsce (warto je przetłumaczyć na norweski, lub angielski)
oraz całej historii dokumentów udowadniających, że pojazd tem opuszcza Norwegię
regularnie. Mogą to być na przykład bilety promowe, zagraniczne faktury za
paliwo z podanym numerem rejestracyjnym itp.
Z kolei osoba, która pracuje na umowę o pracę na
czas nieokreślony, albo prowadzi działalność gospodarczą w Norwegii, od samego
początku nie ma prawa jeździć swoim zagranicznym pojazdem w Norwegii. Wjeżdżając do kraju, albo w dniu otrzymania takiej
pracy musi albo pozbyć się swojego samochodu, albo go oclić. Cło i wszelkie
opłaty zamykają się w kwocie ok. 104% wartości rynkowej auta.
Podobnie osoba, która ma dowolny inny status (na
przykład pracownik tymczasowy) ale mieszka w Norwegii trzeci rok, podchodzi pod
ten wymóg. Również jeśli prowadzi się samochód innej osoby, a jest on
zarejestrowany poza Norwegią, to o ile właściciel nie znajduje się w pojeździe
i nie kwalifikuje się do prawa użytkowania auta z obcą rejestracją (np. odwiedzający,
turysta tranzytowy, mieszkaniec krótkoterminowy), to tak samo ten samochód
podlega obowiązkowi celnemu. Tak więc uwaga – prowadząc w Norwegii samochód
kogoś z rodziny, czy znajomego – lepiej by był on w samochodzie, by nie popaść
w kłopoty. W tym kraju nikt nie będzie chciał słuchać tłumaczeń – prawo to
prawo i kropka.
Próba konsultacji telefoczninej z urzędem celnym
może przynieść fałszywe informacje. Urzędnik chętnie powie, że nie ma żadnego
problemu i można jeździć do woli autem z każdą zagraniczną rejestracją. To
jednak fałszywa porada, niezgodna ani ze stanem prawnym, ani z praktyką.
W razie zatrzymania „nielegalnego importu”,
kierowca ukarany będzie grzywną w wysokości około 80 tysięcy koron oraz
obowiązkiem oclenia pojazdu. Zdarza się więc, że niektórzy po opłaceniu grzywny
zrzekają się samochodu na rzecz skarbu państwa norweskiego, by nie płacić opłat
importowych.
Mimo tych ograniczeń, na norweskich ulicach widać
sporo pojazdów z zagranicznymi rejestracjami. Dominują polskie, co dość naturalne
wobec liczebności Polonii w Norwegii. Nie brakuje tablic z Rumunii i – rzecz
jasna – ze Szwecji. Oprócz tego całkiem nierzadko widuje się rejestracje z
Francji, Danii, Finlandii, Łotwy, Włoch i Hiszpanii. Znacznie rzadziej, acz
wciąż dość regularnie spotyka się z Niemiec, Wielkiej Brytanii, Wysp Owczych,
Islandii i z Portugalii. Bywają ciężarówki z Holandii. Do rzadziej widywanych
należą pojazdy z Estonii, czy czeskie. Zupełnie wyjątkowo tylko, aczkolwiek jednak widuje się rejestracje amerykańskie, greckie, luksemburskie,
austriackie, irlandzkie, szwajcarskie, czy z krajów azjatyckich – jak Rosja,
czy Zjednoczone Emiraty Arabskie oraz zagranicznych sił zbrojnych w ramach NATO
w Norwegii (głównie niemieckie). Dopuszczone są do ruchu pojazdy z kierownicą
po prawej stronie i z rzadka można takie zobaczyć, zwykle z norweską
rejestracją, rzadziej z brytyjską.
Gdy ktoś podróżuje po Norwegii i ma wątpliwości,
czy wolno mu wjechać np. na buspas, bo widzi inne pojazdy tam się poruszające,
należy pamiętać, że istnieje pewna kategoria pojazdów, które – poza autobusami
właśnie – mają prawo poruszać się takim pasem (o ile nie jest on fizycznie
wydzielonym i oznaczonym jako wyłącznie dla autobusów). Są to jednoślady, jeśli
nie ma dla nich osobnego pasa, a także pojazdy elektryczne – w Norwegii zawsze
z rejestracją „EL”, „EK”, a przyszłości także „EE”, napędzane wodorowym – rejestracja „HY”[3] oraz taksówki i pojazdy służb uprzywilejowywanych. Nawiasem mówiąc, w niektórych
miastach pojedyncze buspasy są zarezerwowane tylko w określonych na znaku
godzinach. Z kolei pojazdy elektryczne, których w Norwegii jest mnóstwo, prawdopodobnie już niedługo nie będą upoważnione do korzystania z buspasów.
[1] Uwaga na przepisy – część mimo
wszystko jest odmienna od europejskich, także zwyczaje kierowców w niektórych
chwilach mogą niebezpiecznie zaskoczyć.
[2] Gdyby ktoś zasięgnął telefonicznie
informacji w norweskim urzędzie celnym, może uzyskać ustną informację, że nie
trzeba dopełniać żadnych formalności. Nie należy brać tej porady za prawdziwą.
To nierzadkie zjawisko, że pracownicy różnych służb podają fałszywe informacje,
nie biorąc za to odpowiedzialności i nie da się na nie powołać w przypadku
kontroli celnej, czy policyjnej.
[3] Nie mylić z hybrydowymi – te nie
mają żadnych dodatkowych praw i mają zwykłe rejestracje
No ja niestety nie miałem okazji być w tym kraju jeszcze nigdy, ale może kiedyś uda mi się go odwiedzić. Odnośnie tankowania to w sumie u nas ja mam nawet specjalną pompę do paliwa https://www.dostudni.pl/pompy-do-paliwa,c27.html i to dzięki niej nie muszę jeździć na stację benzynową, tylko tankuję ze swoich zbiorników.
OdpowiedzUsuń