czwartek

Wścibskość

                Wścibskość to temat nieco drażliwy w rozmowach z Norwegami. Sami o sobie mają wyuczoną opinię, że wścibskość jest niemal genetycznie obca norweskiej kulturze i postawie nowoczesnego społeczeństwa. Dzieci uczy się „od małego”, że nie należy interesować się tym, co robią, czy jak wyglądają inni, że nie zagląda się ludziom do domów przez okna, że nie gapi się wścibsko na innych.

                Widocznym przejawem tej kultury jest niemal absolutny brak… firan w oknach, nierzadko też brak jakichkolwiek zasłon, rolet, czy żaluzji. Niektóre mieszkania i domy wręcz krzyczą swoją otwartością, szczególnie nocami, gdy światła są pozapalane (vide rozdział o ekologiczności), a na zewnątrz ciemno, więc całe mieszkanie widać jak na tacy, czasem przez okna sięgające od sufitu do podłogi. Dotyczy to także mieszkań na (bardzo niskich) parterach, czy w śródmiejskich suterenach, gdzie idąc chodnikiem, chcąc nie chcąc, widzi się, w jakiej pościeli śpią mieszkańcy piwnicy, co piją do kolacji, czy jaką książkę czytają, siedząc w fotelu w kraciastych skarpetach i pijąc kakao.

                Tyle jeśli chodzi o deklaratywność w tej sprawie. Gdy przechodzi się do faktów, rzecz ma się z goła inaczej. Jeszcze do niedawna nie trzeba było nawet zbytniego wysiłku, by dowiedzieć się, ile zarabia sąsiad, szef, czy szwagierka. I z tego korzystano. Wystarczyło wtedy wejść na stronę internetową każdej większej gazety, stacji telewizyjnej itp. Na ich serwerach udostępniano skopiowane legalnie bazy danych urzędu skarbowego wraz z profilowaniem i statystykami. Kilkadziesiąt sekund klikania wystarczyło, by dowiedzieć się nie tylko ile kto zarobił w danym roku, czy latach ubiegłych, ale ile miał oszczędności, ile warte były nieruchomości tej osoby i jak to wygląda na tle innych mieszkańców danej dzielnicy, miejscowości, danego rocznika, czy mających to samo imię, bądź nazwisko. Tajemnicą poliszynela było, że chętnie wykorzystywano te dane z czystej ciekawości.

                Od kilku lat nie ma już tak łatwego kopiowania baz. Wciąż każdy legalny mieszkaniec Norwegii, bądź firma, czy instytucja mająca norweski NIP, może sprawdzić majętność, zadłużenie i zarobki każdej osoby. Różnica polega teraz na tym, że trzeba się zwrócić w tej sprawie do urzędu skarbowego, a osoba sprawdzana zostanie potem poinformowana listownie o dokonanej kontroli wraz z informacją, kto ją sprawdzał. To drastycznie ograniczyło wścibskość w tej materii. Podaje się publicznie wyłącznie dane najbogatszych mieszkańców kraju.

                Pozostaje jeszcze sprawa bezinteresownego donosicielstwa. Coś, co w Polsce istnieje w niewielkim stopniu, nie jest zbyt częste i jest niemile widziane – głównie z powodu skojarzeń z donosicielstwem i denuncjacją władzom okupacyjnym. W Norwegii jest to z kolei tak naturalne jak mleko w lodówce. Sąsiad – jeśli nie lubi swojego sąsiada, może albo „oskarżyć” go o podejrzenie wysoki standard życia, lub przeczuwa czyny nielegalne, chętnie w donosie wyraża swoje obawy co do tego. Niektórzy się z tym nawet nie kryją. I tak, jeśli ktoś odbudował swój stuletni garaż, albo na wakacje wyjechał już trzeci raz w roku, a inni jeżdżą „tylko” dwa razy, znaczy, że coś musi być na rzeczy i wskazuje się urzędowi skarbowemu, celnikom, czy policji podejrzanego. Legendy miejskie powtarzają wręcz, że sąsiedzi w ramach sąsiedzkich niesnasek lub w wyniku zazdrości o majętność doprowadzają oczerniającymi oskarżeniami do odebrania dzieci rodzicom przez specjalny urząd.


                Tak samo wszelkie sprawy, gdzie może paść podejrzenie o zatrudnianie pracowników na czarno, import drogich towarów z zagranicy, picia piwa na własnym(!) tarasie – należy się spodziewać rychłej interwencji odpowiedniego organu państwowego. A donosiciel nawet nie raz dysponuje dowodami w postaci zdjęć albo filmu.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Norweskie tablice rejestracyjne

Norweskie tablice rejestracyjne nie wyróżniają się zbytnio od europejskiego "stylu". Co najwyżej stosuje się różne dziwaczne prze...