wtorek

Dzień dobry… nie widzę cię

                Dokładnie tak poczuje się przybysz z – dajmy na to – Polski, przybywszy do Norwegii. Różne, skrajnie odmienne opinie można przeczytać i usłyszeć o towarzyskości i otwartości Norwegów. Z pewnością każda z tych opinii ma swoje uzasadnienie. Bo rzeczywiście, równolegle, w niemal nie stykających się światach, acz w tej samej przestrzeni publicznej żyją zupełnie różne „odmiany” norweskiego temperamentu.

                I tak, spotka się Norwegów, których zachowanie w ogóle nie zdziwi Polaka. Przywita się, niektóry może nawet rękę poda na powitanie (być może pierwszy i ostatni raz na czas waszej znajomości), porozmawia, zapyta, zażartuje. Ot, typowe, europejskie zachowanie. Będą i tacy, którzy rzucą kurtuazyjne hyggelig – czyli zdawkowe, acz uprzejme „miło”, jako skrót od „miło cię poznać”. I na tym znajomość może się skończyć nawet na kilka lat. Trzeba podkreślić, że na kilka lat, a nie na całe życie, bo czasem z zamkniętego Norwega wychodzi społeczne zwierzę – wręcz nieokrzesane, głośne i radosne aż nadto; tak bywa czasem na zamkniętych imprezach.

                Tymczasem w stałym środowisku – w sklepie, do którego wchodzi się niemal codziennie, na korytarzu dzielonym w bloku z sąsiadami, a co gorsza – głównie w pracy, spotka się dominującą grupę Norwegów, którzy mimo że dobrze nas znają, to nas nie rozpoznają. Można ich mijać na korytarzu firmy nawet i kilka razy dziennie, a oni konsekwentnie będą nas mijali mniej więcej tak, jak mija się psa, albo zbyt rozłożysty krzak. Oczy wpatrują się w podłogę lub w niezmierzoną przestrzeń za naszymi plecami, albo w ścianę po przeciwnej stronie korytarza. Co więcej, można się pokusić o uprzejmość i witać taką osobę uprzejmym Hei! – czyli nowoczesną formą zastępującą i formalne „dzień dobry”, i przyjazne „cześć”. Odpowiedzi od niektórych nie usłyszy się ani razu przez całe lata. Można z tego wręcz uczynić zabawę, uporczywie pozdrawiając nicniesłyszącego i nikogoniewidzącego współpracownika.

                Gdy do takiej osoby podejdzie się z konkretną sprawą, zapyta o coś, oczywiście nawiąże się normalna, grzeczna rozmowa. Może się nawet okazać, że interlokutor zna nasze imię i funkcję w pracy. Nie należy jednak popadać w naiwność, czy euforię, że oto zdobyło się nowego znajomego w pracy. Jeszcze tego samego dnia można po raz kolejny spotkać tę osobę i ona znów będzie unikać naszego spojrzenia.

                Jest to przez wielu przybyszy z innych krajów brane za arogancję, wywyższanie się, czy wręcz nacjonalizm. Po części może tak, może się ta teza sprawdza w niektórych przypadkach. Warto jednak mieć na uwadze, że ma to raczej silne ugruntowanie w norweskiej kulturze. A raczej jej brakach. Może to nieprzychylne stwierdzenie, ale nieokrzesaność została chyba we krwi wielu mieszkańcom tego kraju jako pokłosie ich dawnego stylu życia. Trzeba pamiętać, że do lat 60., 70. XX wieku Norwegia była tak naprawdę nie więcej niż zbiorem odciętych od siebie, w większości ubogich osad-enklaw. Niemal nie istniały drogi międzyregionalne, bieda nie pozwalała na łatwe komunikowanie się z dalszymi regionami, na przemieszczanie. Ludzie od wieków żyli w odosobnieniu, od czasu do czasu tylko (i to też przecież nie wszyscy) ktoś wyprawiał się łodzią do innego miasta, albo na targ. Nie rozwinęły się więc w takim stopniu jak na kontynencie[1] więzi społeczne i relacje sąsiedzkie, towarzyskie.

                Sprowadza się to więc do faktu, że oni zwyczajnie nie wiedzą, jak się zachować, nie mają wdrukowanych wzorców zachowań, mimo że od paru pokoleń styl życia mocno się tam zmienia i upodobnia do Zachodu. Wciąż jednak w wielu rodzinach pokutują odwieczne przyzwyczajenia i brak otwartości. Nie należy się więc a priori obruszać na takie zachowanie; podejście do nich ze zrozumieniem znacznie ułatwi egzystowanie wśród takiego pozornie(?) nieprzyjaznego towarzystwa.

                Sami Norwegowie mówią, że są ich dwa rodzaje, żyjące w trzech głównych przestrzeniach w kraju. Na południu – w pewnej mierze otwarci, europejscy, towarzyscy, „zwykli” ludzie, poddający się wpływom społecznym innych europejskich kultur. W centralnej Norwegii – zamknięci „dzikusi”, zaś na północnym krańcu znów otwarci, przyjaźni, weseli, by nie powiedzieć hipertowarzyscy, choć ponoć nie grzeszący nadmierną taktownością.






[1] Norwegowie silnie podkreślają swoją odrębność geograficzną od „reszty” Europy, zaznaczają swoje odcięcie, pozostając na zamorskim półwyspie, pozbawionym wielu wpływów z kontynentalnej Europy podobnie jak Wyspy Brytyjskie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Norweskie tablice rejestracyjne

Norweskie tablice rejestracyjne nie wyróżniają się zbytnio od europejskiego "stylu". Co najwyżej stosuje się różne dziwaczne prze...