sobota

Język(i) norweski(e)

                Językiem urzędowym w Norwegii jest język norweski. W gminach, gdzie mieszkają Lapończycy, jest nim także język sami[1]. Jednak język norweski nie jest tak zunifikowany, ani ujednolicony, jak polszczyzna. Istnieją oficjalnie jego dwie formy – bokmål („język książek”) i nynorsk („nowonorweski”), choć ta klasyfikacja to raczej zbyt duże uproszczenie.

                Publikuje się formalne podziały i mapy wskazujące, gdzie używa się której odmiany. Jednak granice te są płynne, tak jak płynna jest różnica między tymi formami języka norweskiego. Ponadto w wyniku industrializacji i przyrostu naturalnego, ludność przemieszcza się między regionami. Obrazowo można powiedzieć, że istnieje tyle odmian norweskiego, ile osób się nim posługuje. Nie istnieją ścisłe reguły ortografii, czy wymowy. Przyjmuje się, że każdy wie, jak ma mówić, jak się nauczył w domu. Stąd – szczególnie w dobie masowej komunikacji i przeprowadzek do miast czy między regionami – dialekty i ich odmiany mieszają się. Bywa, że użytkownicy formalnie tego samego dialektu nie rozumieją się wzajemnie (np. dziadkowie i wnuki mówią zupełnie niezrozumiałymi dla siebie dialektami kwalifikowanymi jako nynorsk). Z kolei osoby mówiące różnymi dialektami czasem nie mają problemów komunikacyjnych. Sami o sobie Norwedzy mówią, że najczęściej powtarzanym zdaniem jest „Co mówisz?”, co jednak najczęściej brzmi jako „he?”, albo „hva?” lub po prostu „aaa?”.

Użytkownicy każdej z obu oficjalnych wersji wychodzą ponoć z przekonania, że ich wersja jest tą „właściwszą”, ale nie ma na tym polu żadnych animozji. Prasa i media elektroniczne posługują się niemal wyłącznie bokmålem, choć oczywiście z przyzwoleniem na dowolne odchylenia od normy; pojedyncze rubryki intencjonalnie bywają pisane nynorskiem. Jedynie w szkołach językowych dla obcokrajowców używa się ustandaryzowanego, skodyfikowanego języka bokmål. Przy czym w swoim środowisku życia i pracy także obcokrajowiec – siłą rzeczy – przejmuje część elementów dialektu, gdyż nikt z Norwegów nie mówi „czystym bokmålem” na co dzień.

                Znaki drogowe, drogowskazy, informacje opisywane są w dialekcie właściwym dla danego miejsca (niech nikogo nie dziwi, że sąsiednie dzielnice jednego miasta mogą posługiwać się inną odmianą dialektu). W przypadku natrafienia na mocno odmienną wersję nynorska, może to spowodować pewne trudności dla obcokrajowca, który uczył się podstaw bokmåla.

                Języki duński i szwedzki są tak blisko spokrewnione z norweskim, że – uogólniając – nie ma żadnej bariery językowej między tymi językami. I choć także w Danii można zaobserować dialekty mocno się różniące od siebie, przyjmuje się że języki te są niemal tożsame. Gros informacji np. na opakowaniach towarów często pisanych jest tylko w jednym z tych języków i oznaczone jako wspólna informacja dla Szwedów, Norwegów i Duńczyków. Czasem – z uwagi na niemal identyczną pisownię i najmniejsze różnice – wspólny jest tekst duńsko-norweski, a szwedzki osobno. Czasem też są mieszane te języki w jeden ciąg, a bardziej różnicące się wyrazy są wstawiane w każdym z języków. Podobieństwa między duńskim a norweskim są większe niż między czeskim a słowackim. W pewnej skandynawskiej linii lotniczej można usłyszeć, że komunikaty pokładowe podawane są w języku… skandynawskim.

                Niektórzy Polacy próbują znaleźć skalę podobieństwa do innych języków. Dla niewprawnego ucha może on brzmieć jako podobny do niemieckiego. Jednak struktura i słownictwo mają znacznie więcej wspólnego z językiem angielskim, oczywiście zachowując niemałą dozę słów germańskich i zaskakująco dużo słów podobnych (w brzemieniu, lub w pisowni[2]) do polskich. To wynik wspólnego pochodzenia tych języków z rodziny indoeuropejskiej.

                Nauka języka norweskiego Polakowi nie przysparza wiekszych problemów; gramatyka jest stosunkowo nieskomplikowana, zaś pisownia – pododobnie jak w polskim – dość dobrze odzwierciedla brzmienie słów, w przeciwieństwie do języka angielskiego. Osoba nieosłuchana z tym językiem raczej nie odróżni go od duńskiego, a nie znająca go w ogóle – także od szwedzkiego. Natomiast język islandzki, czy farerski – choć wywodzą się z tego samego pnia – znacznie się różnią od tych używanych w Skandynawii, gdyż szczególnie islandzki przez blisko 1000 lat rozwijał się w silnej izolacji i nie podlegał wpływom innych języków.

                Norweska pisownia posługuje się kilkoma specyficznymi dlań literami (ø – czytane jak polskie „e”, æ – pośrednie pomiedzy polskim „a” i „e”, å – czasem zapisywane jako „aa”, zawsze brzmi jak polskie „o”) oraz kilkoma dwuznakami (np. kj, sj, tj). Co odróżnia od polszczyzny, to fakt istnienia samogłosek o różnej długości – krótkie odpowiadają polskiej wymowie, długie są nieco dłuższe; długość samogłoski wpływa na znaczenie wyrazu, ponieważ to inny dźwięk, inny wyraz.

                Języka norweskiego można się dość szybko nauczyć – to dzięki jego relatywnej prostocie; śmiało można uznać norweski za znacznie prostszy od angielskiego. W każdym większym mieście organizowane są kursy norweskiego dla obcokrajowców. Co dogodne – regularnie organizuje się także kursy z polskojęzycznym lektorem; wówczas cała grupa kursantów do Polacy.[3]



[1] Sami i język lapoński to synonimy, dotyczą języka, którym posługuje się autochtoniczna ludność lapońska, zamieszkująca tundrę w północnej Norwegii, Szwecji, Finlandii i rosyjskim Półwyspie Kolskim. Sami siebie nazywają Saami.
[2] Przykłady wyrazów o wspólnym pochodzeniu: tryk – nasinąć, uderzyć (por.: tryknąć – jak poznańskie koziołki), kjøre [czyt.: śe:re] – kierować, prowadzić samochód, tar – ciągnąć, targać, brać, kjøpe [czyt.: śe:pe] – kupować, påle – palik, stol – stołek, [czyt.: po] – po, na, w (dzielnicy), søster [czyt.: sestar] – siostra, – kolejka.
[3] W 2015 roku Caritas uruchomił kursy j. norweskiego w przykościelnych salkach.

Rusy

                Tak właśnie – rusy, czyli po norwesku russ, nie Rosjanie. Mowa o maturzystach. Co roku już w kwietniu aktualni maturzyści przepoczwarzają się w wiecznie imprezujących przebierańców. Ubierają się w drelichowe spodnie o roboczym kroju ogrodniczków. Dziewczyny i chłopaki wyglądają dość podobnie. Spodnie koniecznie czerwone lub ciemnoniebieskie, bardzo rzadko widziane są zielone, najczęściej jednak czerwone. Niektórzy Norwedzy wierzą, że stąd właśnie pochodzi nazwa tego tymczasowego gatunku ludności – nawiązująca do sowieckiej flagi przepełnionej czerwienią, a utożsamianej z totalitarną Rosją. Prawda jest jednak taka, że słowo „russ” to znorweszczona końcówka łacińskiego wyrażenia „coruna depositurus”, czyli „zrzucanie rogów”[1] – jako synonim wejścia w dorosłość. Uczniowie ci często przyozdabiają swoje ubrania napisami (np. „Russ”, aktualnym rokiem, imieniem, czy innymi). Wielu na nogawce ma przejrzystą kieszonkę, a w niej dumnie umieszczony dokument pokazujący datę urodzenia – pozwolenie na kupno piwa[2], czy może adres, gdzie odstawić w razie kłopotów?

                Rusy przetaczają się często stadnie przez miasta, okupują największe hotele (bo rus albo russ to stadne żyjątko), hale lotniskowe oraz łąki. Gdy rus się upija, wokół niego krążą wolontariusze z pokolenia rodziców i pomagają rusowi wrócić do rzeczywistości. Stan zabrudzenia spodni rusa może dumnie świadczyć o dobrej rozrywce, przez jaką rus przeszedł w mijającym miesiąciu. Rus swoich spodni najwyraźniej nie pierze, choć lubi siadać na trawie, gołej ziemi, czy schodach.

                Ważne – rus jest społecznie nieszkodliwy – nie zaczepia, nie wpada pod samochód, nie wybija szyb. Rus cieszy się swoim wiekiem i kończącą się szkołą.




[1] Wg http://www.amb-norwegia.pl/news_and_events/komunikaty/17-Maja--wito-Konstytucji-Norwegii/
[2] Na coś mocniejszego przyjdzie poczekać do 21. roku życia.

Norweskie tablice rejestracyjne

Norweskie tablice rejestracyjne nie wyróżniają się zbytnio od europejskiego "stylu". Co najwyżej stosuje się różne dziwaczne prze...